sobota, 25 grudnia 2010

Święta, święta i po pieniądzach.

Z racji świąt życzę Wam (tej garstce osób które odwiedzają ten blog) wszystkiego najlepszego (bo i tak nic lepszego nie wymyślę). W najbliższym czasie blog przejdzie transformację, renowacje, unowocześnianie, które mam nadzieje wyjdzie mu na dobre. Planuje dodać parę smaczków graficznych, jak i więcej wypocin tekstowych, czy może nawet jakieś artykuły. Tak więc do roboty.!

sobota, 11 grudnia 2010

5 gier na platformę Android, cz.1.



Być może telefon z androidem nie jest najlepszą konsolą przenośną, z możliwością generowania fenomenalnej grafiki, po której nie będziemy mogli spojrzeć na coś innego. Zazwyczaj słaba bateria, mały ekran i miliony innych mankamentów, wielu ludzi uważa za argument, aby trzymać się od takich wymysłów ludzi niepojętych z daleka. Jednak kiedyś ktoś wymyślił grę Snake. Zagościła na wielu modelach Nokii, a jej kolejne wersje widzimy do teraz. Nie są co prawda tak wciągające jak oryginalny poruszający się czarny odcinek za unieruchomiona czarna kropka, ale są. Czy patrząc z perspektywy pierwszych Snake'ow możemy wysnuć podłą, zdradziecka myśl, że gry na telefon jednak mogą być ciekawe? Poniżej zestawienie 5 ciekawych gier. Bez oszałamiającej grafiki, dźwięku stereo, czy 60 klatek na sekundę.

Kolejność przedstawianych gier nie ma powiązania z moją opinią co do jakości, czy grwalności. Są po prostu ułożone losowo.

1. Blow Up.

Gra jest na swój sposób wymagająca. Naszym zadaniem jest wysadzić konstrukcję budynku tak, aby siedząca na którymś z rusztowań panda spadła na umieszczoną w pewnym miejscu gwiazdkę, a cała konstrukcja poniżej wyznaczonej linii. Nasza praca oceniana jest w gwiazdkach. Od 1 do 4*. Z każdym kolejnym poziomem, zdobycie 4* robi się coraz trudniejsze, a wybuchające beczki, czy inne utrudnienia typu stalowe konstrukcje wymagają od nas chwili zastanowienia. 14 poziomów w wersji Lite (wersja Demo) wystarczy aby uznać grę za ciekawą i podjąć decyzję, czy zamierzamy kupić pełną wersję. Gra jest w pełni dotykowa, nie posiada konsoli.

BlowUP Lite – darmowa.
BlowUP – oscyluje w granicach 10 zł.


2. Unblock Me Free

Produkt ten to typowa gra logiczna. Do dyspozycji mamy aż 400 poziomów na „początkującym” oraz „zaawansowanym” Bonusowe poziomy także liczą sobie 400. Tak więc do dyspozycji mamy 1200 różnych ustawień i położeń klocków. Rozgrywka polega na poprowadzeniu wyznaczonego klocka do dziury. Problem polega na tym, że nasz klocek zawsze jest zablokowany. Musimy tak manewrować pozostałymi, aby odblokować sobie drogę do ujścia. Sprawy nie ułatwia fakt, że często miejsca jest bardzo mało, a klocki możemy przesuwać tylko w pionie lub poziomie. Nie ma mowy o podnoszeniu, czy przekładaniu klocków. Z każdym kolejnym poziomem gra wymaga od nas coraz więcej zaangażowania. Podsumowując: Fenomenalna gra logiczna, dobrze przemyślana, długa, darmowa. Dla każdego, kto lubi wytężyć swój mózg.

Unblock Me Free – darmowa!


3. Milky, Milky.

Gra ta to kolejny odpowiednik wielu już goszczących na naszych konsolach/komputerach/telefonach produktów, traktujących o rozgrywce polegającej na ułożeniu klocków/rur/dróg czy czego tam dusza zapragnie w taka kombinacje, aby osoba, czy rzecz w punkcie A, bezpiecznie znalazła się w punkcie B. Tym razem jednak wcielimy się w rolę mleczarza, który będzie musiał napełnić mlekiem cysterny. Gdy napełnimy jedną, ta odjeżdża, a jej miejsce zajmuje druga. Problem polega na tym, ze rurociąg, musimy ułożyć z elementów znajdujących się na ekranie. Nie możemy dobrać sobie niczego ze schowka. Możemy tylko obracać to, co już znajduje się w polu. Jeżeli wykorzystamy za dużo rur prostych na początku, to zabraknie ich w dalszych etapach gry.

Milky, Milky – darmowa!


4. Paper Toss.

W tym wypadku rozgrywka opiera się na trafieniu papierową kulką do kosza. Suniemy palcem po Touch Screen'ie a postać w grze, rzuca kulką w stronę kosza. Aby nie było zbyt łatwo, na każdym z poziomów mamy ustawiony wentylatorek, tak, ze płynące z niego powietrze zbija z toru lotu nasz papierek. Zawsze więc jesteśmy zmuszeni do główkowania, w która stronę i pod jakim katem pokierować obiekt do celu. Do wyboru mamy 3 poziomy trudności, oraz 3 lokacje. Z poziomów trudności standardowo uświadczymy „łatwy”, „średni” oraz „trudny” (różnica objawia się w naszej odległości od kosza, która jest odpowiednio dobrana do danego poziomu), a swoich sił spróbujemy na lotnisku, pewnego rodzaju magazynie, oraz w toalecie.

Paper Toss – darmowa!


5. Air Control Lite.

Gra uznawana, za jedną z najlepszych na Androida. Polega na doprowadzeniu samolotu lecącego w okolicach lotniska na odpowiedni pas. Do dyspozycji mamy 2 rodzaje samolotów dużych, jeden mały i jeden rodzaj helikoptera. Z każdym wyładowanym samolotem, przestrzeń powietrzna zalewają kolejne samoloty, które musimy uchronić przed katastrofą. Fajną rzeczą jest możliwość wysłania, jak i obejrzenia wyników innych graczy z całego świata. Do gry możemy ściągnąć dodatkowe mapy, za cenę 10 zł. Sama gra jest darmowa, możemy grac do woli, lecz jeżeli chcemy różnorodności, musimy już zapłacić.

Air Control Lite – darmowa!



Jak się okazuje, na telefonach też możemy zabić czas, łącząc go z grami. Wbrew pozorom nie wychodzi to źle, choć też jeżeli nie chcemy wydawać pieniędzy, szaleństwa nie uświadczymy. Czy warto? Oceńcie sami.



Zakaz kopiowania bez mojej zgody.!


sobota, 20 listopada 2010

Recenzja Pokemon Soul Silver (NDS)

Pokemony... Któż by o nich nie słyszał? Fenomen na skalę światową, który dotarł już do każdego zakątka globu w różnych postaciach. Mamy anime, mamy filmy pełnometrażowe, mamy plakaty, zabawki a także gry, na różne platformy Nintendo. I właśnie teraz zajmiemy się najnowszym wytworem na NDS'a. Czy Pokemon Heart Gold & Soul Silver, są warte zainteresowania? Czy warto inwestować w to samo, po raz drugi/trzeci/piąty? Zapraszam do recenzji.

Ale o co chodzi... :
Rozgrywka w Pokemon SS&HG nie różni się zupełnie od części poprzednich. Dalej jesteśmy trenerem Pokemonów, z tym samym celem. Celem wydawać by się mogło bardzo prostym. Złapać wszystkie pokemony, oraz zdobyć wszystkie odznaki, pokonując tym samym wielu trenerów, którzy będą chcieli się zaprzyjaźnić (prosząc np. o numery), oraz eliminując Team Rocket, znany z anime jako Zespół „eR”.

Pokemon Soul Silver, oraz Heart Gold to remake słynnej wersji na GameBoy Color, a mianowicie kolejno wersji Silver oraz Gold.
Początki bywają trudne...:
Gra to typowa RPG, w którym wyjątkowo nie ulepszamy naszej postaci, a naszych przyjaciół. Tutaj bez wielkich zmian, względem wielkich tytułów. Dalej level'ujemy, poprzez zdobywanie punktów doświadczenia.

Wędrówkę zaczynamy w malej rodzinnej mieścinie, gdzie to, jak możemy podejrzewać wychowywał się nasz bohater. Do wyboru mamy dziewczynę lub chłopaka. Wybór nie ma wpływu na grę, poza postacią która będziemy sterowali. W każdym razie nie warto liczyć na jakiekolwiek fory, gdy wybierzemy płeć piękną. Już na początku wybieramy pierwszego pokemona. Unikalnego, którego nie ma możliwości nigdzie złapać. Po tym wyborze, czeka nas krotki tutorial, w którym uczymy się podstaw gry. Nie ma co liczyć na godzinne tutoriale czy dialogi. Tutaj od razu zostajemy rzuceni na głęboka wodę.

Razem z latem czeka rzeka... :
W grze, pojawimy się w wielu miejscach, typowych dla tego rodzaju gry. Zwiedzimy liczne miasta, lasy, parki, drogi, markety, sklepy, czy inne tego typu lokacje. Ogółem rozgrywka opiera się na schemacie. Podróż z miasta A do miasta B, drogą C, gdzie czasami mamy coś do zrobienia, lecz zawsze spotkamy jakiś przeciwników, mniej, lub bardziej wymagających. W mieście znów mamy pewna listę rzeczy do zrobienia. Nie zawsze, lecz bardzo często, żeby dostać się do lidera tamtejszej sali, lub żeby opuścić miasto, będziemy musieli wykonać szereg zadań, w pewnej kolejności.

Dajmy na to. Chcemy wywalczyć odznakę i iść dalej. Odwiedzamy salę, lecz dowiadujemy się, ze lider opuścił ją, aby coś zdobyć lub zrobić. Idziemy więc na poszukiwanie. Wiemy, że poszedł do punktu A. Lecz żeby dostać się do punktu A, trzeba przejść przez mostek, który jest okupowany przez Zespół „eR”. Więc najpierw pozbywamy się Team Rocket, za którego też w pewien, nie zawsze jasny sposób musimy się zabrać, potem odnajdujemy lidera, rozmawiamy, wracamy, pokonujemy go, po czym oddalamy się z miasta i maszerujemy w stronę następnego.

Trochę o walce...:
Walka, podobnie jak reszta rozgrywki praktycznie w ogóle nie zmieniła się od pierwotnej wersji. Dalej są to turowe uderzenia, zależne od szybkości z wieloma różnymi współczynnikami. Pojedynki niezmiennie są takie same, choć mamy pewna nowość.. Mianowicie nowością tą są walki 2 na 2, nie spotykane w pierwowzorze na GBC. Zaczyna ten, który ma najwięcej punktów szybkości, następny jest ten, który ma mniej, aż do ostatniego pokemona z najmniejszą liczbą.

Pokemony mają zróżnicowane wskaźniki ukazujące chociażby siłę, szybkość, obronę, czy wytrzymałość. Każdy parametr zależny jest od pokemona jakim akurat dysponujemy. Niektóre maja solidną defensywę, niektóre atak, niektóre są całkowicie słabe, ale najwięcej mimo wszystko jest przeciętnych. Jeżeli wypatrzymy sobie silnego stworka, zdobędziemy znaczącą przewagę nad przeciwnikiem.

W wygraniu walki, pomóc nam mogą rożnego rodzaju przedmioty. Potiony, lekarstwa odpowiedzialne za odradzanie energii, czy punktów ataku. Jest tego bardzo wiele. Możemy nabyć te przedmioty w markecie, lecz zdecydowanie częściej będziemy je znajdować w zakamarkach różnych lokacji. Niektóre są na widoku, te cenniejsze są albo bardziej ukryte, albo w trudno dostępnych miejscach. Przedmioty te możemy też sprzedać, żeby zasilić nasze konto gotówką, którą przeznaczymy chociażby na poke ball'e.

Po każdej wygranej walce otrzymujemy punkty doświadczenia, które przydzielane są danemu podopiecznemu. Jeżeli w walce brały udział 2 pokemony, punkty są rozdzielane na dwa i przyznawane, jeżeli udział zaś brały 3 pokemony, to punkty dzielone są na trzy. Punkty prowadza do kolejnego levelu, a co za tym idzie wzmocnienia naszego wojaka. Wzmocnienia następują w każdej z wcześniej wymienionych statystyk. W ten sposób widzimy w jakim kierunku podąża rozwój naszego pokemona.

Każdy pokemon też ma swój level ewolucji (o ile w ogóle ewoluuje). Gdy osiągnie ten poziom, przemienia się, poznając nowe ataki, oraz ogólnie zwiększając swoja moc.
Monotonia w rozgrywce właściwej...:
Niezaprzeczalnym faktem jest, ze w grze występuje duża ilość monotonnych zadań, czy czynności, które będziemy wykonywali wiele razy. Akurat w tym tytule, nie jest to zbytnio zauważalne. W każdym razie, w wielu grach RPG jest o wiele nudniej i bardziej odpychająco. Tutaj za monotonne możemy uznać praktycznie wszystkie czynności: level'owania pokemonów, czy pokonywania przeciwników. Z tym, ze choć robimy to praktycznie przez większość gry, stworów, czy przeciwników, jakich spotkamy, autorzy urozmaicili na tyle, że na prawdę nie przeszkadza to, dopóki nie poznamy i nie znudzi nam się ogólna mechanika rozgrywki.

Rozgrywka jest długa. Przeznaczymy jej dziesiątki godzin, oraz dodatkowe długie pokłady czasu na maksymalne ulepszenie naszych podopiecznych, czy złapanie wszystkich pokemonów. Tak więc, właściwa długość rozgrywki zależy od tego, czy chcemy ukończyć dany tytuł na 100%, czy tylko dojść do końca fabularnego. Bez wątpienia, jedno jak i drugie zajmie nam co najmniej 50h.!

W grze spotkamy także różnego rodzaju umilacze zabawy w postaci mini gierek w kasynie, różnych loterii, z cennymi nagrodami, czy festynów, na których na punkty będziemy łapać pokemony. Podobne umilacze, czy już raczej ułatwiacze występują w innych dziedzinach rozgrywki. Jeżeli nie chce nam się level'owac pokemonów, wystarczy zaopatrzyć się w odpowiedni przedmiot, który nas wyręczy. Możemy tez zostawić pokemona u kogoś, kto za odpowiednia opłatą zrobi co trzeba. W tym tytule występują także przedmioty podkręcające parametry naszego pokemona, choć ich cena w porównaniu do ilości oferowanego „wspomagacza” skutecznie odstrasza.

Głównym celem w anime jak i w grze, jest zdobycie wszystkich pokemonów. I nie jest to prosta sprawa, gdyż bez drugiej konsoli, lub połączenia z Wi-Fi nie ma możliwości złapania wszystkich pokemonów. Dla wielu może być to problemem i tak na prawdę nigdy nie ukończą gry w 100%. Pozostaje kombinowanie z Wi-fi, które jest dość wybredne, albo szukanie sprawdzonego Hot Spot'u.
Grafika i Dźwięk...:
Oprawa graficzna w Pokemon Heart Gold & Soul Silver, jest najlepsza do tej pory z wszystkich odsłon na DS'a i handheldowych poprzedników. Od wersji z GBC różni się stanowczo, wyglądem pomieszczeń (wygląd sal, gdzie będziemy toczyć pojedynki o odznaki) czy otwartego terenu (np. woda, czy plaże). Zaś w przypadku porównania z wersją Platinum zmiany graficzne są niewielkie i dotyczą raczej kosmetycznych zmian. W każdym razie ogólnie szału nie ma, ale jest OK.

Dźwięk w grze to różnego rodzaju piski, jęki i skomlenia napotkanych pokemonów, różnorakie melodie przygrywające nam zależnie od miejsca, czy sytuacji w jakiej się znajdujemy. Dźwięk wypada raczej dobrze, nie denerwuje, nie nuży, lecz miło przygrywa. Irytować za to mogą dźwięki wtrącane, w te melodie, gdy np. zaatakuje nas dziki pokemon, czy ktoś zadzwoni. Są to dźwięki drażniące i stojące o schodek, a nawet dwa, niżej na drabinie jakości dźwięku w Pokemonach.


Podsumowanie...:
Gra jest skierowana głównie do graczy młodszych, którzy zainteresowani losami Ash'a z Alabastii, wleją się do sklepu z pełnymi portfelami. Należy pamiętać jednak, że to dobry RPG, który mimo swojego przeznaczenia, będzie bawił tez starsze grono odbiorców. Grę mogę polecić każdemu, kto polubił pokemony, gdy emitowane jeszcze były w telewizji ogólnodostępnej, oraz tym, którzy lubią długie, dobre gry, lecz niekoniecznie są fanami RPG.

Pozostaje jeszcze tylko wybór wersji. Obie wersje fabularnie się nie różnią, różnią się natomiast legendarnymi, oraz tymi zwykłymi pokemonami, oraz miejscami gdzie możemy je spotkać.

Grafika: 7.5/10
Dźwięk: 7.5/10
Grywalność: 9/10
Ocena ogólna: 8/10

Zakaz kopiowania bez mojej zgody.!

sobota, 13 listopada 2010

Recenzja Touch Mechanic (NDS)

Do rożnego typu niespotykanych, kontrowersyjnych, czy ponadprzeciętnych gier, posiadacze DS'a zdążyli się już przyzwyczaić. Mamy Cooking Mama, gdzie przejmujemy pałeczkę szefa kuchni, mamy My Hero: Firefighter, gdzie to jesteśmy strażakiem, oraz odpowiednik doktora z serii My Hero, czy nawet Traume Center podejmujące temat medycyny. Czas na coś innego.

Pamiętacie Gearhead Garage? Zabawę w mechanika samochodowego? Podobną grę uświadczycie na handheldzie Big N. Mowa tutaj o Touch Mechanic, grze na swój sposób innowacyjnej, mimo tego, ze kiedyś na PC pojawiło się coś bardzo podobnego. Grę podejmującą temat bardzo rzadki w wirtualnej rozgrywce, a zarazem ciekawy. Tak więc, jesteśmy młodzieńcem, który w poszukiwaniu pracy wciela się w rolę mechanika samochodowego. W grę wplątany jest watek fabularny, związany z bohaterem, oraz jego przyjacielem tragicznie zmarłym podczas jednego z wyścigów.
Rozgrywka jest bardzo przyjemna, choć nie zawsze prosta. Zaczynamy od prostych zadań typu wymiana kol, czy tuning. Z każdą misją jest coraz trudniej. W każdej misji tez mamy ograniczony czas, mierzony za pomocą ubywających pieniędzy, oraz dopuszczalną liczbę błędów. Błędów można się dorobić np. poprzez złe użycie młotka, lub poprzez uszkodzenie jakieś części samochodu. Gdy dojdziemy do dopuszczalnej liczby błędów, wylatujemy i grę zaczynamy od nowa, lub od danego zapisu stanu gry.

W tym tytule spróbujemy swoich sił w wielu kategoriach naprawy samochodu. Zaczynając od zmiany kół, która jest bardzo prosta, poprzez zmianę wydechu, a na całkowitym tuningu optyczno-mechanicznym kończąc. Produkt daje nam możliwość naprawy dosłownie każdego ważnego elementu samochodu. Silnik, wydech, ingerencja w wygląd zewnętrzny, oraz wiele innych mniejszych napraw czeka nas podczas gry. W międzyczasie dorobimy się swojego auta, do którego za zarobione podczas pracy pieniądze zaczniemy nabywać części. Gdy auto będzie dosyć ulepszone, wystawimy go do udziału w zawodach.
Osoby nieznające języka angielskiego w wielu zadaniach mogą mieć problem z jego wykonaniem, a co za tym idzie, wielokrotne powtarzanie danego poziomu. Może to zirytować, szczególnie tych mniej wytrwałych, jednak znajomość podstaw załatwi większość spraw. Obsługę narzędzi, oraz rożnego typu urządzeń przydatnych przy naprawie auta, wyjaśni nam nasz pracodawca.

Gdy już będziemy wystarczająco rozgarnięci w temacie, zaczniemy pracować w coraz to większych i lepszych warsztatach, gdzie wraz z płacą rosną wymagania pracodawcy a zmniejsza się jedynie czas wykonania zadania. Więc gra po pewnym czasie może wydać się trochę trudna, szczególnie jeżeli nie opanowaliśmy dobrze obsługi TS, gdyż np. malowanie auta wymaga precyzyjnej koordynacji rysika z ekranem. Do wyboru mamy wiele narzędzi. Śrubokręty, młotki, wiertarki, poprzez kątówkę na spawarce kończąc. Po pewnym czasie już sami wybieramy, czego chcemy użyć, a o pomocy, znanej z początku gry możemy tylko pomarzyć, choć wielokrotnie by się przydała, aby poratować nas w trudnych chwilach. Produkt daje nam możliwość naprawy praktycznie każdego ważnego elementu samochodu. Silnik, wydech, wygląd zewnętrzny, oraz wiele innych mniejszych napraw czeka nas podczas gry.
Grafika w grze ogranicza się jedynie do widoku auta które aktualnie naprawiamy, oraz do narzędzi których używamy. Nie czarujmy się, lecz wygląda to słabo. Cala grę obsługujemy na Touch Screen'ie, a wszelkiego rodzaju dialogi, czy instrukcje widzimy na górnym ekranie. Filmiki oraz te instrukcje, to nic innego, jak widok osoby która aktualnie do nas mówi, na tle danego warsztatu, lub innej lokalizacji, oraz linijki z dialogiem. Dodatkowo, jako umilenie naszej gry, do dyspozycji oddany został sklep, w którym możemy zakupić części, po czym podrasować nasz pojazd. Działa to oczywiście w 2 strony, możemy też sprzedać tam części, samochód, czy np. kupić urządzenia, dzięki którym nasza praca będzie łatwiejsza.

Gra, choć jest słabsza niż mentalny przywódca gier o tematyce naprawiania samochodów (Gearhead Garage) niesamowicie oddaje klimat, tej jakże ciekawej i jak się okazuje dającej masę radości pracy. Żeby szybko nas ten klimat nie opuścił, autorzy dali nam, aż 75 epizody, w których to będziemy pieścić samochody. Dodatkowo mamy archiwum, w którym dane epizody możemy przechodzić ponownie, lub szlifować czas, czy poprawiając wszelkie wyniki. Czas gry, zależy od nas. Przejście wątku głównego nie zajmie więcej niż 12h, lecz archiwum dostarczy nam jeszcze wiele godzin dobrej rozgrywki.
Tytuł pokazał, że gra nie musi być jRPG, czy innym znanym gatunkiem, aby okazała się sukcesem. Nie musi tez mieć dużego budżetu, oraz tysięcy reklam w prasie, telewizji i innych źródłach informacji. Być może autorzy nie zarobili na grze milionów, jednak postarali się i dzięki temu mamy tytuł godny polecenia każdemu. Tytuł ciekawy, wciągający na długie godziny, a przede wszystkim innowacyjny, przynajmniej na konsoli Nintendo DS.

Grafika: 6.5
Dźwięk: 7
Grywalność: 8.5

Ocena ogólna: 8
Zakaz kopiowania bez mojej zgody.!

Recenzja My Hero: Firefighter (NDS)

Po ciekawym symulatorze mechanika samochodowego, przyszedł czas na symulator pracy strażaka. Czy ta gra ma jakąkolwiek szansę wybić się ponad setki innych gier, lepiej rozreklamowanych, z większym budżetem, potencjałem i ogółem skazanych z góry na murowany hit? Jak to mówią „nie ma rzeczy niemożliwych”, ale czy My Hero: Firefighter jest tytułem, który potwierdzi legendę, że gry z małym budżetem i słabym marketingiem mogą być dobre? Zapraszam do recenzji.

Fabuła jest niezwykle prosta. Wcielamy się w rolę styranego pracą, dumnego z tego czym się zajmuje strażaka. Strażaka, który od najłatwiejszych zadań praktycznych, przejdzie do gaszenia największych pożarów, przy użyciu nowoczesnych urządzeń, we współpracy z wiedza, którą zdobył na licznych treningach praktycznych.

Rozgrywka jest bardzo prosta. Wszystko dzieje się na dolnym ekranie, a na górnym mamy statystyki + prowadzone aktualnie dialogi. Jako, że jesteśmy nowi w oddziale, wszystkiego będziemy uczyć się od podstaw. Od tego jak skutecznie ugasić pożar, poprzez to jak używać różnych narzędzi na obsłudze dźwiga wyciągowego kończąc. Rozgrywka ogranicza się do naprzemiennego wezwania do pożaru i szlifowania swoich umiejętności. Z czasem, gaszone przez nas pożary będą coraz większe, podobnie jak liczba używanych podczas jednej misji urządzeń i przedmiotów. Problem w tym, że to wcale nie utrudnia rozgrywki, lecz tylko wydłuża czas w jakim poradzimy sobie z problemem.
Misje, w jakich przyjdzie nam brać odział nie są raczej zróżnicowane, choć nie wydaje mi się, żeby ktoś od pracy strażaka wymagał zróżnicowania. Czasem trafi się jakaś łatwiejsza praca, typu ściągniecie kota z drzewa, lecz przez większość gry walczyć będziemy w piekielnym upale o życie swoje, jak i innych ciężko pracujących ludzi. Przedmioty jakie użyjemy podczas misji (siekiera, maska gazowa, 2 rodzaje gaśnicy) zdobywamy podczas treningu. Jeżeli zaliczymy trening, automatycznie dane urządzenie zostanie dodane do naszego ekwipunku.

Niestety w tym tytule nie ma mowy o wyborze danego narzędzia, czy wolnej wędrowce po aktualnie gaszonym obiekcie. To wszystko robi za nas konsola, a my mamy tylko dobrze użyć tego, co zostało nam aktualnie przydzielone. Wyjątkowo, w niektórych lokacjach przez chwile możemy się poruszać w kierunku którym chcemy. Wygląda to tak. Postać kierowana przez konsole nagle staje, a nam na Touch Screen'ie pojawiają się strzałki, w która stronę chcemy, aby nasza postać podąrzała. Zazwyczaj gdy tak się dzieje, mamy możliwość uratowania jakiegoś człowieka, zwierzęcia albo maszyny. Gdy to zrobimy, postać wraca do tego miejsca i znowu jest kierowana przez intuicje.
Na każde wezwanie dojeżdżamy wozem strażackim. Jest to trochę irytujące. A właściwie irytujące jest kierowanie tego pojazdu. Nie prowadzimy go tradycyjnie na strzałkach, lecz poprzez użycie Touch Screena, oraz strzałki w górę. Gdy wciśniemy strzałkę w górę, auto przyspiesza, a kiedy trzeba aktualnie skręcić, na ekranie pojawia nam się mini gierka, polegająca na sunięciu rysikiem po wyznaczonym punkcie, poruszającym się na ekranie.

Wszystkie prace wykonywane przez naszego bohatera, prowadzone są poprzez użycie dotyku. Gdy gasimy pożar, używamy gaśnicy. Aby zwiększyć jej moc mamy mini gierkę, podobna do tej, z prowadzeniem samochodu. Gdy rozwalamy drzwi, mamy mini gierkę, polegającą na szybkim kliknięciu rysikiem w dany punkt na ekranie. Również, gdy wynosimy się ponad budynki, przy pomocy wyciagnika, obsługujemy go za pomocą Touch Screen'a.

Grafika jak na możliwości DS'a jest zadowalająca. Mamy tutaj widok z oczu bohatera, gdy używamy jakiegoś narzędzia, lub np. walczymy z ogniem, oraz kamerę zza pleców gdy się poruszamy, lub używamy wyciągu. Elementy, nie wszystkie, lecz są rozpikselowane. Widać to, lecz myślę, ze gracze DS'a zdarzyli się do tego przyzwyczaić. Praktycznie wszędzie, oprócz zbliżenia na ogień ujrzymy piksele, które ogólnie nie przeszkadzają, ale są i trzeba o nich pamiętać.
Ogień wygląda już lepiej, choć nadal mało realistycznie. Pali się, lecz gdy zaczniemy go zalewać woda, nie zmniejsza się, nie zaczyna się tlić, czy nawet bardziej dymić, a po prostu zanika. Obojętnie jaką ma powierzchnie, jak jest wielki. Nie zmniejszy się ani trochę, lecz po prostu będzie coraz mniej nasycony kolorami, aż po prostu zniknie. Wyjątkiem są małe płomienie na około, po zgaszeniu których, główny płomień gasi się łatwiej. One znikają od razu, lecz tak samo niespodziewanie.

Lokacje jakie odwiedzimy, są zróżnicowane. W skład miejsc, w jakich będziemy pracować wchodzi: ogródek starszej pani, której kot uciekł na drzewo i musimy go ściągnąć; dom wpływowego mężczyzny, którego syn za pośrednictwem kominka zrobił ognisko w domu; pole treningowe, gdzie będziemy szlifować swoje umiejętności w danej kategorii, czy chociażby magazyn, gdzie będziemy ratować ludzi, niemowlę oraz psa.
Przed każdą misją właściwą mamy krotki przerywnik filmowy informujący co się stało. Nie ma w nim dialogu, czy jakiś wskazówek. Jest on pokazany na zasadzie komiksu. Mianowicie. Na obu ekranach, kolejno od górnego lewego boku układają nam się obrazki. Mniejsze, większe, rożnych kształtów, poprzecinane białymi kreskami. Ilustracje te są dość czytelne, można domyśleć się, co się stało, w jaki sposób i dlaczego. Ogółem wyszło to zdecydowanie dobrze.

Animacji bohatera zbyt wielu nie uświadczymy. A to dlatego, ze widzimy tylko jak postać biega. Cała reszta, to po prostu widok kawałka węża lejącego wodę, czy siekiera poruszana siłą woli. Wróćmy jednak do bohatera. Poruszanie się bohatera zawsze wygląda tak samo. Skoro jest to pewnego rodzaju filmik, twórcy mogli się postarać i wyklepać coś ładniejszego. Możliwości są, tylko chęci brak. Na pogardę natomiast zasługuje wygląd, oraz animacja osób które będziemy ratować.

W tym przypadku, najlepsza animacje ma maszyna, która pewnego razu mamy wyciągnąć. Nie rusza się, więc nie ma problemu, wszystko wygląda ładnie i miło. Jednak gdy miałem ratować ludzi i zobaczyłem jak do mnie biegną, jak lamentują, zamiast ich ratować, chciałem samoczynnie wyciągnąć siekierę i ukrócić ich marny żywot. Oni są po prostu paskudni, ruszają się jak worki z kartoflami w betonowej szkatułce. Najczęściej stoją do nas plecami. Gdy wchodzimy do pokoju i wszystko ugasimy, oni poruszają nogami tak jakby biegli do przodu, ale następuje teleport i są przed nami. Cudownie.
Dźwięk w menu nie jest cudem. Nie brzmi jak melodia, ale jak nie leczone ADHD. Jest energiczna, w pewien sposób napędzająca, zarazem pasująca do założenia gry, o intensywnej pracy strażaka, gdzie, nie ukrywajmy, liczy się czas. Podczas rozgrywki, dźwięk się stabilizuje, nie powoduje u nas nerwicy, a raczej uspokaja i pozwala cieszyć się grą. Poza tym uświadczymy także dźwięków wydobywających się z gaśnicy, stuków wywołanych niszczeniem drzwi, czy innych właśnie używanych urządzeń.

My Hero: Firefighter to gra dla wszystkich. Nie tylko dla tych, którzy w dzieciństwie chcieli zostać strażakami. Strażak to dobry patent na grę, którą właśnie otrzymaliśmy. Ciekawy tytuł, pokazujący, ze praca strażaka nie jest lekka. Tytuł dający nam wcielić się w kogoś innego, w realnego bohatera i poczuć, choć trochę, trud jego pracy. Gra, to też świetny przykład, ze można zrobić dobra grę, przy małym nakładzie funduszy i praktycznie zerowej reklamie. Gratuluje!

Grafika: 8/10
Dźwięk: 6.5/10
Grywalność: 7/10
Ocena ogólna: 7.5/10
Zakaz kopiowania bez mojej zgody.!

czwartek, 11 listopada 2010

Recenzja Motorstorm: Arctic Edge (PSP)

Ryk silników, zapach palonej gumy, zastrzyki adrenaliny na każdym zakręcie. To coś, co musi towarzyszyć prawdziwym wyścigom za wszelką cenę. Bez tego, prawdziwy żądny rywalizacji samiec, będzie czuł się jak alpinista bez zabezpieczenia. W grach jest podobnie. Albo uświadczymy adrenaliny i wrażeń, albo tytuł jest stracony. Czy w tym przypadku na głowie twórców zagości laur olimpijski, czy zostaną straceni? Zapraszam do recenzji.

Gdy w marcu 2007r. Evolution Studios weszło na rynek PS3 z produkcją Motorstorm, chyba nikt nie spodziewał się, aż tak ogromnego zbycia. Tytuł ciekawy, wciągający a przede wszystkim innowacyjny, podbił serca wielu graczy. Teraz, po 2 latach na rynek wyszła wersja na handhelda Sony. Motorstorm Arcitc Edge to kolejna z rzędu gra, która debiutowała na konsoli PS3. I choć gra pod wieloma względami różni się od wersji stacjonarnej, ogólne założenia pozostały niezmienne. Dalej to ciekawy tytuł, z dużą dozą przesady, oryginalności i ponadprzeciętności.
Już krótki filmik przed rozpoczęciem gry mówi nam kto i w jakim celu znalazł się na tej arktycznej części świata. Mianowicie, rządni nowych wyzwań i wrażeń mistrzowie, chcący sięgnąć po nowe doznania, sławę i zwycięstwo. A wśród nich my. W słabszych maszynach, ale z motywacją do walki rodem ze Sparty. Grzać diesle, ruszamy!

Trudno żeby oprawa graficzna mogła konkurować z tą z PS3. Ba, nie może nawet konkurować z wersją z PS2. Mimo wszystko wydawca i tak wycisnął siódme poty z konsoli i pokazał jak powinna wyglądać grafika na tak rozległych torach i przy tak dużej ich liczbie. W grze uświadczymy multum tras, oraz 6 klas pojazdów. Tory, po których będziemy się ścigać, są dość zróżnicowane. Nie są to tylko proste odcinki szutrowe, ale na jednej trasie możemy spotkać odcinki szutrowe + śnieżne + jakiś rodzaj rampy. Do tego dziesiątki możliwości skrótów, podjazdów, skoczni, pułapek dla graczy i innych ułatwień, bądź utrudnień. Należy jednak pamiętać, że pułapki czy skróty może wykorzystać też przeciwnik, który bez skrupułów użyje ich, gdy tylko zagrozimy jego pozycji.
Przejdźmy do pojazdów. Ich wygląd jest mocno przeciętny. Mogło być lepiej, ale w każdym razie jest ok. Przez większość czasu i tak rozglądamy się po trasie. Zapytacie pewnie co w nich nie tak? Otóż wszystko. Są po prostu brzydkie. Rozpikselowane kwadraty (w przypadku samochodów), z bardzo słabym i schematycznym modelem zniszczeń. 10 razy uderzymy w bandę, 10 razy odpadnie ta sama część prawie zawsze w tym samym kierunku. Co do kierunku upadku. W tej kwestii, na jakakolwiek fizykę, możemy liczyć tylko gdy w lot wprawimy nasza postać, np. dzwonem w bandę na dwukołowcu. Poza tym, wszelkiego rodzaju zbliżenia i oddalenia w adekwatnych sytuacjach wyglądają odpowiednio.

Tytuł nie tnie się, ani nie zwalnia w ogóle. Obojętnie, czy jest to początek, koniec, czy środek trasy, bez względu na to czy dziesięć pojazdów jest rozłożonych na długości trasy, czy są wszystkie obok siebie. Pod tym względem autorom należą się brawa. Przerywniki filmowe nie występują praktycznie w ogóle. Wyjątkiem jest film opowiadający nam historię gry przed rozpoczęciem rozgrywki, oraz krótkie filmiki po ukończonych rajdach. Są one w tle naszych statystyk.
Warto także dodać, że autorzy oddali nam do dyspozycji widok znad maski, oraz smaczki typu, brudzący się ekran konsoli, gdy znajdziemy się na zdolnej do tego haniebnego czynu nawierzchni. Zaskoczy nas jeszcze coraz częściej spotykany element w grach. Mianowicie tryb fotografii. Jest on bardzo obszerny. Możemy wznieść się nad rywalizacje, obracać obiektywem w każdą stronę i pod każdym katem, przybliżać oraz oddalać, jak tylko dusza zapragnie. Tryb ten jest bardzo obszerny, lecz mało używany. Jednak zawsze to miły, mały plusik.

Ważnym elementem każdej gry jest dźwięk. Nie dziwi więc fakt, ze autorzy wsadzili wiele pracy, aby miało to ręce i nogi. Czy się udało? Zależy jak na to patrzymy. Podczas wyboru pojazdu, trasy, czy typu rozgrywek, towarzyszy nam jeden z dwudziestu utworów muzycznych takich ekip jak Motorhead; The Prodigy czy The Chemical Brothers. Jest więc naprawdę dobrze. Utwory są klimatyczne i pasują do ogólnego założenia gry.
Podczas rozgrywki właściwej, jest niewiele inaczej. Podobnie jak w menu przygrywa nam jeden z dwudziestu kawałków, z tym ze jest on ściszony, lub jest takie wrażenie, gdyż nałożone na niego są dźwięki rywalizacji. Ryk silników, dźwięki wypadków, czy choćby dźwięki wynikające z jazdy po danej nawierzchni. Te wypadają słabo, ale nie zwraca się na nie uwagi, gdyż są właśnie w pewien sposób tłumione, przez wokal, lub utwór nieustannie przygrywający w oddali.

Łatwość rozgrywki zależy od wybranego przez nas poziomu trudności. Pierwsze 3-4 klasy nie sprawiają żadnego problemu. Wystarczy jechać bez jakiś większych wypadków, a jedno okrążenie przed metą wyjdziemy na prowadzenie i spokojnie wywalczymy sobie dużą przewagę. Dalej, jest już tylko ciężej. Przygotuj się na powtarzane wyścigi parekrotnie, przez maly glupi błąd. Jeśli jednak masz problemy z nerwami, nie kupuj tej gry. Szkoda PSP.

Cóż więcej można napisać o grze? Na pewno należy powiedzieć wprost. Gra jest dobra. Dobra oraz długa. Do przejechania mamy ok. 100 rajdów w trybie festiwalu, oraz nieskończona liczbę w trybie wolnej rozgrywki + multiplayer. Znacząco grę wydłuża nam także osiągnięcia, możliwość odblokowania postaci (24), czy wielu pojazdów (24), których zdobycie zajmie nam wiele czasu i nie lada wysiłku. Każdy pojazd możemy modyfikować odkrywając najpierw do niego części zamienne. W opcjach znajdziemy dokładne statystyki z każdej z rozgrywek w jakiej braliśmy udział, z wieloma wytycznymi. Przełoży się to zapewne na nasterowanie osiągnięć. Dla prawdziwych „hardcore gamer” do gry zostały wrzucone specjalne odznaki z rożnych gier (Pursuit Force, Killzone, Little Big Planet, czy Wipeout). Odznak jest po 5 dla danej gry.
Motorstorm wystarcza na długie godziny dobrej zabawy. Jest to gra wymagająca, szczególnie w dalszych częściach gry. Jeżeli jednak szukasz dobrej symulacji, czy jakiegoś fenomenu dotyczącego gier, odpuść sobie te grę, bo się zawiedziesz. Tytuł jest dobry, ale nic poza tym.


Grafika: 7/10
Dźwięk: 8/10
Grywalność: 7.5/10
Ocena ogólna: 7/10

Zakaz kopiowania bez mojej zgody.!

Recenzja God of War: Ghost of Sparta (PSP)

Gdy po wydaniu GoW: Chains of Olympus studio Ready at Dawn ogłosiło, ze kończy z PSP, trochę mnie to zmartwiło. Nikt nie był i chyba nie jest w stanie wyciągnąć więcej z handhelda Sony. Możecie więc wyobrazić sobie mój zachwyt, gdy usłyszałem, ze następnego GoW'a stworzy to samo studio, odpowiedzialne za 2 tytuły, które stoją naprawdę wysoko w hierarchii gier na Peespeka. Każdy gracz oczekiwał na prawdę wiele od tego tytułu. Czy sprostał choć trochę? Czy jest tym, na co wszyscy czekali? Zapraszam do recenzji.

Zacznijmy od menu. Jest takie samo jak w poprzednich częściach, poza jednym szczegółem. Ale za to gigantycznym szczegółem. Menu w języku polskim, które jeszcze w ostatniej części na PSP było marzeniem stało się jawą. Tak, w grze mamy polski dubbing, wspierany polskimi napisami. Czyż nowa przygoda z Kratosem, nie mogla zacząć się lepiej?

Fabuła w tej części gry nie jest na pierwszy rzut oka zbyt porywająca względem części poprzednich, choć ma z nimi bezpośrednie powiązanie. Znowu opuszczamy Olimp. Tym razem Kratos, pragnie pozbyć się nękających go wspomnień, myśli, wyrzutów sumienia i innych gnębiących go doświadczeń z trudnej drogi na górę bogów. W tym celu wyruszamy najpierw do Atlantydy, królestwa Posejdona, by rozpocząć krwawe wyzwolenie Kratosa.
Grafika. Za tą jak i poprzednią odsłoną GoW stoi studio Ready at Dawn. Pamiętacie Daxter'a na PSP? On, oraz wcześniejszy Bóg Wojny, miały grafikę wręcz przewyższającą możliwości PSP. To się nie zmieniło, a grafika obija się o granice grafiki generowanej przez PS2. I nie ma w tym przesady, o ile nie staramy się znaleźć defektów, czy nie przyklejamy oczu do ekranu z myślą „zaraz znajdę jakiegoś piksela”. Choć prawdę mówiąc, nawet tacy zapaleńcy utrudniania życia, raczej nie będą mieli się do czego przyczepić.

Dlaczego? Ano dlatego, że gra prezentuje naprawdę wysoki poziom graficzny. Lokacje wyglądają realistycznie. Wszelkiego rodzaju ruiny, miasta, okręty czy inne miejsca w których się znajdziemy, wydaja się być przygotowane ze szczególną starannością. Wyglądają, jakby szczególny nacisk był położony akurat na ten jeden element. Takie wrażenie towarzyszyło mi nieustannie. Nie ma mowy o krawędziach zakończonych pikselem, czy jakimś dziwnym ostrym „czymś”. Tutaj wszystko jest wygładzone, wypolerowane i w 100% gotowe aby przyjmować zachwyt grającego. I to prawdziwy zachwyt, a nie wywołany, czy nawet wymuszony w pewien sposób opiniami innych graczy.

Przeciwnicy, podzieleni są na klasy. Każda klasa oprócz innego sposobu walki, posiada także, swój wygląd. Wrogowie różnią się, sprawnością, siłą, szybkością, czy jeszcze paroma innymi parametrami. Ogólnie monstra polujące na nasze życie wyglądają ciekawie, żeby znowu nie użyć słowa bardzo ładnie, czy wyśmienicie. Nie są to walczące piksele, a realistycznie poruszające się wytwory bogów, rodem z mitologii Greckiej. Wyśmienicie natomiast wypadają więksi przeciwnicy. Walka różni się tym, że są w stanie więcej wytrzymać, a potyczkę kończymy zazwyczaj efektownym Quick Time Events, delektując się wyrafinowanym sposobem rozwiązywania problemów Kratosa.

Kolejny cudowny przystanek na mapie opisu graficznego zajmują przerywniki filmowe. Możemy je w sumie podzielić na 2 kategorie. Pierwsza z nich, to taki przerywnik, w którym uczestniczymy w jakieś scenie, wspomnieniu, a jedyne co możemy zrobić, to kierować postacią i przyglądać się wszystkiemu dookoła. Druga kategoria, to przerywniki filmowe właściwe. Są to fenomenalnie wyreżyserowane sceny, ukazujące potęgę naszego bohatera, oraz jego uczucia. W grze, czekają nas bardzo ciekawe, nieraz zaskakujące zwroty akcji, czy fakty, których nigdy nie poznalibyśmy bez pomocy tego tytułu. Widać, że wstawki filmowe nie działają całkowicie na silniku gry. Są przerabiane, tak, aby dać nam jak najlepszy obraz. Jedynym co pozostaje mi tutaj zrobić, to bić pokłon twórcom. Tutaj jedynym mankamentem, jest niezgranie obrazu z dźwiękiem. Tzn. postać jeszcze nie mówi, usta się już ruszają, lub postać już mówi, lecz usta jeszcze się nie poruszyły. W niektórych momentach jest to bardzo widoczne. Taki mały defekt.
Spośród całej grafiki w nowym GoW, uwagę przykuwa szczególnie jeden element. Mianowicie jest nim głębia, jaka doświadczymy wielokrotnie w grze. Biegamy sobie po ruinach, nagle rzut kamery na horyzont, a tam idealnie wyrównane, piękne budowle, właśnie niszczone przez jakiegoś kolosa. W innym zaś momencie gra zmusi nas do marszu w stronę danego punktu. Co zrobimy krok do przodu, kamera pozostaje bez ruchu, dając tym samym możliwości ujrzenia większej przestrzeni. W ten sposób ujrzymy fenomenalne ujecie, zachodu słońca, miasta, świątyni czy jakiegoś krajobrazu, którego nie powstydziłaby się nawet wysłużone już PS2.

Tak w skrócie można opisać to, co serwuje nam przenośna wersja God of War. Jednak każdy medal ma 2 strony. Ta gra zdefiniuje Wasze pojęcie gry z piękną grafika. Nie jest już raczej możliwe, wyciśniecie więcej z PSP. No, chyba, ze Ready at Dawn weźmie się za kolejna produkcje na handhelda Sony. Tak więc czekamy. Oprawa graficzna towarzysząca opowieści o bogu wojny, to konkretny argument, świadczący o umiejętnościach twórców. Lecz czy tak samo jak do grafiki, autorzy przyłożyli się do udźwiękowienia?
Już od początku wita nas typowy dla GoW dźwięk w menu. Tutaj bez zmian, dalej melodia, która kojarzy się z niebagatelna akcja, epicka przygoda i tonami grywalności. Wielkich zmian nie uświadczymy także podczas rozgrywki. Dalej te same dobre odgłosy walki z Chains of Olympus, plus polski dubbing, o którym za chwile. Dla tych którzy nie grali w poprzednie części, mogę powiedzieć, że dźwięki te są dobrej jakości i nie brzmią zbyt udawanie, czy wręcz naciąganie.

Tak jak obiecałem, czas poruszyć kwestie dubbingu. Powiem szczerze. Gdy dowiedziałem się ze GoW ma być z polskim dubbingiem, to trochę się zaniepokoiłem. Modliłem się tylko, żeby roli Kratosa nie otrzymał wszędobylski Frączewski. Udało się. W polskiej wersji językowej gry w postać Kratosa wcielił się Bogusław Linda. W tym tytule jednak nie uświadczymy słynnego „co Ty wiesz o zabijaniu?”, choć bezapelacyjnie ten zwrot by tutaj pasował. Boguś sprawdził się w roli mitologicznego mściciela fenomenalnie. Pasuje do ogólnego założenia rozgrywki. Ma głos pasujący do głównego bohatera, prawie tak dobry jak w oryginalnej wersji. Poza Panem Lindą w grze spotkamy też głosy innych postaci (których imiona zostawię dla siebie, żeby nie psuć Wam zabawy). Są w jakiś sposób zróżnicowane, ale nie są to aktorzy zasługujący na złotą statuetkę, a raczej wyróżnienie w szkolnej rubryce poetyckiej. Głosy słyszane w oddali, brzmią dosyć realistycznie, ale lamenty ludzi, których spotkamy po drodze, są jednakowo nudne i monotonne. Osoby podkładające głos pod Atenę i Kratosa spisały się OK. reszta... No cóż. Niestety tylko przeciętnie.

Zapewne wielu z Was zastanawia się jak wypada polski dubbing na tle oryginalnego, angielskiego. Otóż ku memu własnemu zaskoczeniu, dubbing polski brzmi praktycznie na równi z angielskim. Jest tak samo dobry, tak samo przepełniony uczuciami. Z tym, ze w tamtej wersji wszystkie glosy ze sobą współgrają, wszystkie są równie dobre. Jeżeli to Was nie zaspokaja, mogę szczerze przyznać, ze polski dubbing jest o niebo lepszy niż np. rosyjski. Tam uczucia nie grają roli, a postać Kratosa otrzymał mężczyzna, którego głos pasowałby raczej do narratora z Little Big Planet. Tak więc należy cieszyć się, że nasz język w tak obiecującym tytule nie jest najgorszy. Co więcej stoi na naprawdę dobrym poziomie.
Rozgrywka właściwa kończy się w przedziale 8-10h. Zależnie od wybranego poziomu trudności, naszych umiejętności czy szybkości rozwiązywania zagadek. A tych parę się znajdzie. Nie są to jakieś okropnie trudne zadania, tylko zadania w których liczy się spryt. Jednak każdy, bez względu na ostatni aspekt, poradzi sobie z tymi zagadkami prędzej czy później. Co do walki, to jest taka sama jak w poprzednich częściach. Dużo krwi, dużo brutalności i piękne QTE. Czyli to co lubimy najbardziej. Jeżeli rozgrywka fabularna nam się znudzi, po przejściu gry mamy różnego rodzaju atrakcje. Serię wyzwań, różnego rodzaju skarby, filmy, czy szkice koncepcyjne.

GoW jeszcze przed premiera okrzykiwany był przez forumowiczów grą roku. Każdy miał nadzieje, że to będzie przełom. Takim przełomem też jest. Ta gra jest po prostu tym, czym ostatni GoW na PSP. Jest pięknym, rozległym światem, z niesamowita fabułą, zamkniętą w naszym PSP. Uwolnij ten świat choć na chwile, a już nie będziesz chciał go opuszczać. Bezapelacyjnie najlepszy tytuł na PSP pod względem grafiki. Bezapelacyjnie tez najlepszy tytuł pod względem dubbingu. Murowany kandydat na grę roku. Tak prezentuje się nowe GoW.


Grafika: 10/10
Dźwięk: 8.5/10
Grywalność: 9.5/10
Ocena ogólna: 9/10



Recenzja powstała ekskluzywnie dla portalu PSP-Team. Serdecznie zapraszam.!